top of page

Budowanie małej Polski za granicą



Polsoc. Polish Society. Jak to nawet przetłumaczyć na polski. Spółka polska? Towarzystwo polskie? Tłumacz podpowiada społeczeństwo, ogół, socjetę.


Wpisuje hasło “polsoc” w Google. Tam znajduje strony różnych Polish Societies. Tych z Oxfordu, Cambridge, Southampton, czy Liverpoolu. Główny cel: tworzenie miejsca spotkań dla polskich studentów, lub tych którzy zainteresowani są Polską i jej kulturą, promocją historii i tradycji. Strony internetowe są biało-czerwone, mają motywy łowickie w logo lub orzełka z koroną jako znak wodny.


Polsoci wydają się być najsilniejsze i najbardziej popularne w Wielkiej Brytani. Może to wynikać przede wszystkim z bardziej “kampusowego” stylu studiowania lub po prostu z dużej ilości studentów polskich wybierających naukę właśnie tam. Przecież to dopiero Brexit zatrzymał falę studentów wybierających UK jako swój kierunek na studia.


Polish Societies, ukryte za skrótami Cu PolSoc, OxPolSoc nie są tworami dzisiejszymi, które zdobyły popularność jedynie za sprawą udostępnianych na instagramie postów o Campus Crawl’ach. Jak dowiaduje się ze strony Oxford Polish Society to właśnie ta organizacja była tą pierwszą zrzeszająca polskich studentów w Wielkiej Brytanii. Założona w 1955/1956 roku Oxford Polish Society była platformą dla politycznego aktywizmu podczas Zimnej Wojny, jednoczyła polskich studentów i dawała im przestrzeń do intelektualnego i socjalnego rozwoju pozbawionego politycznych ograniczeń (“About Us,” n.d.).


Polsoci naturalnie wpisują się w Polonie, a więc w ten ogół Polaków mieszkających za granicą. Tyle, że ja widzę tu pewien kontrast. Moje wyobrażenie Polonii, bardzo możliwe, że całkiem subiektywne, to przede wszystkim osoby starsze, bardziej po prawej stronie politycznego kompasu, kultywujące, to prawda tradycje, ale te tradycje w samej Polsce już trochę zapomniane. Polonia w moim wyobrażeniu tańczy tańce narodowe ubrana w narodowe stroje. Dziewczyny włosy mają zaplecione w warkocze, a chłopcy na głowie mają kapelusze lub kołpaki. Oczywiście jest to duże uproszczenie, pewna schematyzacja albo po prostu zwyczajny stereotyp, ale dążę do tego, że od Polsoców czuć pewien wpływ młodego pokolenia. Kultywowanie tradycji nie przejawia się więc już tylko recytowaniem Mickiewicza czy czytaniem Konopnickiej (znowu, uproszczenie) ale spotkaniami w pubach, Formalami, czy zwyczajnymi imprezami. Nie można przecież zapomnieć, że choć tradycje, kultura są tymi wartościami wpisanymi w misjach Polsoców, organizacje te to przede wszystkim miejsce poznania znajomych, przyjaciół, które po wyjechaniu ze swoich rodzinnych miast wcale nie musi być takie łatwe.


I właśnie przy tym wyjeżdżaniu chciałabym się na chwile zatrzymać. Przy swoim, własnym wyjeździe kierowałam się w pewnym stopniu chęcią opuszczenia Polski. Polski, która młodych często zawodzi, denerwuje, nie zadowala. Bo nie ma tylu perspektyw, bo jesteśmy krajem homofobicznym, bo rząd to żart, bo ludzie nie widzą tu swojej przyszłości. Oczywiście nie są to powody dla wszystkich studentów uczących się za granicą, ale są to głosy częste, które słyszałam wiele razy po wymianie tych paru zdań: “So where are you from?”, “Poland”, “O, ja też, cześć.”. I potem to podejście się zmienia. Nagle orientujemy się, że za granicą też jest źle, może z innych powodów ale też narzekamy. Nagle ta zła Polska, staje się Polską za którą tęsknimy, nawet za tymi rzeczami, które wcześniej tak zawodziły. Ja tak zaczęłam tęsknić za smutną jesienną Warszawą, czy za opóźniającymi się pociągami, przez które potrafiłam czekać godzinami na peronie w moim małym podwarszawskim miasteczku.


Dlatego nie dziwi mnie chęć budowania małej Polski za granicą. Nie dziwi chęć otaczania się rodakami, bo przecież niektórych rzeczy nie da się przetłumaczyć na angielski. I całkiem imponuje i podoba mi się ta chęć kultywowania tego co Polskie, szczególnie w świetle tego co opisałam przed chwilą, tej niechęci która łączy tylu studentów na samym początku.


Jedynym zagrożeniem, albo może takim niebezpieczeństwem które mnie mogłoby powstrzymywać przed dołączeniem do jednej z Polish Societies jest aż zbytnie otoczenie się Polakami. Choć takie relacje czasem są bardziej naturalne, lub po prostu łatwiejsze, wyjazd z Polski, by za granicą stworzyć Małą Polską, która staje się naszym jedynym otoczeniem, jest dla mnie bardzo nieatrakcyjną wizją. Dla mnie jednym z najważniejszych doświadczeń mieszkania za granicą to właśnie otaczanie się ludźmi z całego świata. Poznawania ich perspektyw, doświadczeń, czy kultur. Wpadanie w znane schematy, a więc ograniczanie się jedynie do spędzania czasu z Polakami wydaje mi się sprzeczne z celami wyjazdu za granicę. I znów, trzeba podkreślić, że nie ma nic złego w posiadaniu polskiej grupy znajomych. Sama utrzymuje kontakty z osobami z Warszawy, Katowic, Gdańska, a nawet mojej małej podwarszawskiej wsi, które mieszkają w Holandii, i jest mi z tym dobrze, bo po ciężkim dniu łatwiej mi wyrazić się po polsku. Ale chce uczyć się też wyrażania po angielsku, rozumienia perspektywy mojej przyjaciółki Niemki, czy kultury kolegi z Hiszpanii.


Tworzenie tej małej Polski, która staje się miejscem spotkań z ludźmi, z którymi chcąc lub nie chcąc łączy nas wiele rzeczy, małej Polski, która przypomina nam o tym za czym tęsknimy i zaspokaja tą tęsknotę jest przede wszystkim piękną i budującą inicjatywą. I choć wiele zmieniło się od momentu, kiedy został założony pierwszy Polsoc, te “spółki, towarzystwa, socjety” polskie wciąż pozostają świetnymi przestrzeniami do intelektualnego i socjalnego rozwoju.


_________________________________________________


Iza is currently studying Communication Science in Amsterdam. When she is not studying or working in a busy restaurant in the center of Amsterdam, she loves sitting down with a good book, black coffee (no sugar, no milk), or going to the small cinemas scattered around the city.



  • Facebook
  • Instagram
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Federation
bottom of page